czwartek, 10 maja 2012

Raz, dwa, trzy archiwum patrzy

Rozpoczynam swoją przygodę z genealogią i powiem szczerze, że nie wiem na jak długo wystarczy mi werwy. Na szczęście jest ktoś kto mnie tym poszukiwaniem zaraził i kto mnie prowadzi po tym archiwalnym świecie. W innym wypadku nigdy bym tego nie zaczęła (nie ukrywam, że chodziło mi po głowie szukanie przodków, ale nigdy dość skutecznie by zacząć coś robić), a nawet gdybym zaczęła to pewnie bardziej koślawo niż teraz.

Od czego zaczęłam... od ściągnięcia programu Ahnenblatt i próby uzupełnienia go. Po wpisaniu wszystkich cioć, wujków, dziadków i pradziadków (dziadkowie i pradziadkowie bez rodzeństwa) okazało się, że w bazie jest 89 osób... Nie ma co, nieco się zdziwiłam. Dalej znalazłam kilka aktów zgonu i udało mi się uzupełnić kilka dat i nazwisk.

W archiwum zaczęłam poszukiwania od rodziny ze strony mojej mamy, jako tej bardziej łódzkiej, która z dziada pradziada w Łodzi siedzi. Dowiedziałam się, że Archiwum Państwowe dysponuje Spisem Ludności  z 1918-1920 r. więc trochę po omacku zaczęłam od niego. Ponieważ człowiek najlepiej się uczy rzucony na głęboką wodę, zabrałam zainteresowaną koleżankę (ale równie niezorientowaną) i postanowiłyśmy razem stawić czoła archiwum. Wiedziałam, że jest pracownia naukowa i wiedziałam kiedy jest otwarta. Zanim weszłyśmy do pracowni szczęśliwie przystanęłam przed wejściem i poczytałam komunikaty. Dzięki temu wróciłyśmy się, by skorzystać z szafek i nie popełnić tego łatwego do uniknięcia faux-pas. Po wejściu pracownik od razu zauważył naszą zieloność, ale postanowił nas nie płoszyć. Niestety okazało się, że akta nie są dostępne od ręki (o naiwności mojej!). Zamówiłam w takim razie nazwiska Gwizdka i Gluba. Fantastyczne nazwiska, bo mało popularne. Kiedy otrzymałam karty meldunkowe, dosyć szybko udało mi się znaleźć mojego pradziadka Antoniego Glubę. Wprawdzie data urodzin się nie zgadzała (różnica 3 miesięcy), ale żona, dzieci i ich daty urodzenia były jak najbardziej prawidłowe. Która data w takim razie jest dobra? Ta na akcie zgonu czy ta na karcie meldunkowej? Ponieważ wiedziałam, że ojcem Antoniego był Wawrzyniec - wykonałam zdjęcia kart meldunkowych tych Glubów, których ojciec miał na imię Wawrzyniec. Nie mam pojęcia czy są ze mną spokrewnieni.
I teraz niespodzianka, bo okazuje się, że w 1920 r., wg moich informacji, żaden z Gwizdków mieszkających w Łodzi nie był ze mną spokrewniony. Poczułam się prawdziwie rozczarowana tym faktem i postanowiłam poszukać panieńskich nazwisk prababek.

W zasadzie nie wiem czego się spodziewałam po poszukiwaniach w panieńskich nazwiskach prababek. Nie wiem jak się nazywali ich rodzice. Kiedy dostałam stos "Łuczaków" (nazwisko jednej z prababek) od razu zdałam sobie sprawę, że to był błąd. Zwłaszcza, że wg moich obserwacji na kartach były zapisane jedynie dzieci małoletnie więc nie znając faktów o moich pradziadkach nie jestem w stanie ich rozpoznać. Poza tym prababci też nie znalazłam. Dlaczego? Bo była już wtedy zamężna i była zapisana na karcie meldunkowej męża!
Z Kubasiewiczami nieco lepiej. Znalazłam 2 Marjanny z czego jedna była panną kwiaciarką, a druga wdową. Niestety nie mam pojęcia czy którakolwiek jest ze mną spokrewniona.
Od mojego przewodnika dowiedziałam się, że Archiwum dysponuje również Księgami Ludności Stałej z lat 30. (tak, poprawię: sięgające lat 30.! ;)) Myślę, że już w latach 30. to na pewno znajdę zarówno Glubów jak i Gwizdków i mam nadzieję, że również Skowrońskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz