niedziela, 9 września 2012

Usiąść i myśleć

Przyznaję, że po ostatnich odkryciach poczułam zniechęcenie, ponieważ wszystkie łatwe (i bezpłatne) drogi wykorzystałam. Zaczęłam przyglądać się mojej rodzinie "po mieczu" i kompletnie nie miałam pojęcia co zrobić z Piszczacem i Łunińcem, skąd pochodzą moja babcia i mój dziadek. Z Piszczacem sprawa jest o tyle prosta, że o ile aktu małżeństwa w latach 1940-1952 nie odnaleziono (to gdzie mam go szukać!?) to przynajmniej znajduje się tam akt urodzenia mojej babci. Więc można by jednak poprosić ich o przesłanie odpisu.
A Łuniniec? W tej chwili znajduje się na Białorusi. A Pradziad wie o nim tyle. Niestety nie są to ramy, które mnie interesują. Pewnie trzeba by było napisać do Drohiczyna i zapytać gdzie jest reszta akt. Grr.

Wtem! Pomyślałam sobie dzisiaj, że może jednak telefon do krewnych nie będzie złą opcją. A nóż mają cokolwiek. Na początku nie było obiecująco - my nic nie mamy. Po usilnych prośbach okazało się, że nie tylko mają coś, ale mają bardzo dużo. Odpis aktu urodzenia mojego pradziadka Jana Skowrońskiego, informacje o jego zamordowaniu w Ostaszkowie (znalezione również tutaj), akt zgonu prababci Izabeli Skowrońskiej i akty (nie pamiętam czy urodzeń czy zgonów) prapradziadków. Zapomniałabym o przeróżnych legitymacjach, dyplomach i podziękowaniach dziadka. Nie no, nic nie mamy! (czekam z niecierpliwością na listonosza, będą kserokopie! :D)

Pozostał jeszcze do rozgryzienia dziadek Gwizdka. Może kolejny telefon do rodziny?

poniedziałek, 2 lipca 2012

Głosowanie Ludowe "Referendum"

Siedzę sobie i zastanawiam się jak by tu nie pisać mojej pracy magisterskiej i przypomniało mi się, że pewne osoby oczekują notki o Głosowaniu Ludowym "Referendum" (tutaj dane o tym zbiorze: ELA).

Spisy uprawnionych do głosowania w Głosowaniu Ludowym [Referendum] wg obwodów głosowania 30 VI 1946 r. znajdują się w łódzkim oddziale AP na ul. Kościuszki. Po zaprzyjaźnieniu się z archiwum na Placu Wolności trudno było mi się przestawić. 

Zacznijmy może od inwentarza, który okazał się dosyć żmudny w użytkowaniu. Ulice pogrupowane są wg obwodów głosowania. W nich uszeregowane alfabetycznie. Przy każdej poszukiwanej ulicy zastanawiałam się czy odszukałam ją już we wszystkich możliwych obwodach, czy też gdzieś mi się jej jakiś kawałek zawieruszył. Niestety twórcy inwentarza nie pomyśleli również o zaznaczeniu przedziału numerów danej ulicy w obwodzie (mogłabym zamówić co najmniej 5 tomów mniej). Na początku każdego tomu znajduje się (często szczątkowy) spis ulic i numerów zamieszczonych w tomie. W niektórych zdarza się również lista ulic i numerów, których w tomie brakuje (niestety ulica Łagiewnicka powyżej numeru 100 została bardzo mocno okrojona).

Na kartach o tytule "Spis kontrolny mieszkańców, którzy będą mieli prawo głosu w głosowaniu ludowym", ułożonych wg ulicy i numeru domu, można znaleźć informacje takie jak: nazwisko, imię, data urodzenia, zawód i od kiedy mieszka w domu. Są również uwagi, ale nie zaobserwowałam jakiego typu informacje są tam zapisane.

W każdym razie nie powinnam mówić nic złego na ten spis ponieważ na jego kartach (w tomach o sygnaturach 162 i 167) udało mi się odnaleźć moich dziadków oraz prababcię z córkami. Radość tym większa, że prababci nie udało mi się znaleźć w Krajowych Księgach Ruchu Ludności (możliwe, że źle pamiętam rozwinięcie skrótu KKRL), ani w żadnych innych księgach. Bardzo ciekawą informacją okazało się "od kiedy mieszka w domu". Okazuje się, że albo legendy rodzinne się mijają z prawdą, albo mijał się z prawdą ktoś przy spisie. Legendy głoszą, że prababcia mieszkała w tym domu już w czasie okupacji. W spisie natomiast jak wół stoi 25.05.1945. No nic. Osobiście bardziej wierzę spisowi. Oczywiście bezcenne są również informacje o zawodzie mojego dziadka, które podobno w każdym miejscu są inne. Tutaj - ślusarz. Gdzie indziej - plastyk, planista.


poniedziałek, 14 maja 2012

Będzie krótko

Niestety żadne z moich pradziadków nie uznało za stosowne zarejestrować się jako ludność stała miasta Łodzi, więc dzisiaj nie dowiedziałam się NIC. Zobaczymy jak bardzo unikali rejestrów policyjnych :]

czwartek, 10 maja 2012

Raz, dwa, trzy archiwum patrzy

Rozpoczynam swoją przygodę z genealogią i powiem szczerze, że nie wiem na jak długo wystarczy mi werwy. Na szczęście jest ktoś kto mnie tym poszukiwaniem zaraził i kto mnie prowadzi po tym archiwalnym świecie. W innym wypadku nigdy bym tego nie zaczęła (nie ukrywam, że chodziło mi po głowie szukanie przodków, ale nigdy dość skutecznie by zacząć coś robić), a nawet gdybym zaczęła to pewnie bardziej koślawo niż teraz.

Od czego zaczęłam... od ściągnięcia programu Ahnenblatt i próby uzupełnienia go. Po wpisaniu wszystkich cioć, wujków, dziadków i pradziadków (dziadkowie i pradziadkowie bez rodzeństwa) okazało się, że w bazie jest 89 osób... Nie ma co, nieco się zdziwiłam. Dalej znalazłam kilka aktów zgonu i udało mi się uzupełnić kilka dat i nazwisk.

W archiwum zaczęłam poszukiwania od rodziny ze strony mojej mamy, jako tej bardziej łódzkiej, która z dziada pradziada w Łodzi siedzi. Dowiedziałam się, że Archiwum Państwowe dysponuje Spisem Ludności  z 1918-1920 r. więc trochę po omacku zaczęłam od niego. Ponieważ człowiek najlepiej się uczy rzucony na głęboką wodę, zabrałam zainteresowaną koleżankę (ale równie niezorientowaną) i postanowiłyśmy razem stawić czoła archiwum. Wiedziałam, że jest pracownia naukowa i wiedziałam kiedy jest otwarta. Zanim weszłyśmy do pracowni szczęśliwie przystanęłam przed wejściem i poczytałam komunikaty. Dzięki temu wróciłyśmy się, by skorzystać z szafek i nie popełnić tego łatwego do uniknięcia faux-pas. Po wejściu pracownik od razu zauważył naszą zieloność, ale postanowił nas nie płoszyć. Niestety okazało się, że akta nie są dostępne od ręki (o naiwności mojej!). Zamówiłam w takim razie nazwiska Gwizdka i Gluba. Fantastyczne nazwiska, bo mało popularne. Kiedy otrzymałam karty meldunkowe, dosyć szybko udało mi się znaleźć mojego pradziadka Antoniego Glubę. Wprawdzie data urodzin się nie zgadzała (różnica 3 miesięcy), ale żona, dzieci i ich daty urodzenia były jak najbardziej prawidłowe. Która data w takim razie jest dobra? Ta na akcie zgonu czy ta na karcie meldunkowej? Ponieważ wiedziałam, że ojcem Antoniego był Wawrzyniec - wykonałam zdjęcia kart meldunkowych tych Glubów, których ojciec miał na imię Wawrzyniec. Nie mam pojęcia czy są ze mną spokrewnieni.
I teraz niespodzianka, bo okazuje się, że w 1920 r., wg moich informacji, żaden z Gwizdków mieszkających w Łodzi nie był ze mną spokrewniony. Poczułam się prawdziwie rozczarowana tym faktem i postanowiłam poszukać panieńskich nazwisk prababek.

W zasadzie nie wiem czego się spodziewałam po poszukiwaniach w panieńskich nazwiskach prababek. Nie wiem jak się nazywali ich rodzice. Kiedy dostałam stos "Łuczaków" (nazwisko jednej z prababek) od razu zdałam sobie sprawę, że to był błąd. Zwłaszcza, że wg moich obserwacji na kartach były zapisane jedynie dzieci małoletnie więc nie znając faktów o moich pradziadkach nie jestem w stanie ich rozpoznać. Poza tym prababci też nie znalazłam. Dlaczego? Bo była już wtedy zamężna i była zapisana na karcie meldunkowej męża!
Z Kubasiewiczami nieco lepiej. Znalazłam 2 Marjanny z czego jedna była panną kwiaciarką, a druga wdową. Niestety nie mam pojęcia czy którakolwiek jest ze mną spokrewniona.
Od mojego przewodnika dowiedziałam się, że Archiwum dysponuje również Księgami Ludności Stałej z lat 30. (tak, poprawię: sięgające lat 30.! ;)) Myślę, że już w latach 30. to na pewno znajdę zarówno Glubów jak i Gwizdków i mam nadzieję, że również Skowrońskich.